Anna na portrecie z epoki |
Nazywa się to „Transakcyja albo opisanie całego życia jednej sieroty przez żałosne treny od tejże samej pisane roku 1685”. Owych trenów jest 77, zaś autorka nie bez powodu wybrała żałobną formę:
„Nie dziwuj się, żem taki tytuł książce dała,
żem ją przez treny opisować chciała,
Bo życie ludzkie jednem trenem sądzę;
kto czytasz, wybacz, jeżeli w tym błądzę!”
Czytam i wybaczam, bo nielekkie miałaś życie, kobieto! A teraz pozwól, że opowiem je razem z Tobą i siedemnastowiecznymi malarzami, którzy zostawili zaskakująco dużo obrazów pokazujących codzienność Twoich czasów. Ruszajmy w podróż.
Jan Vermeer, Lekcja muzyki, ok. 1659-1664 |
Przypomina sobie, gdy dziewczyna kończy 16 albo 17 lat. Osiąga wiek stosowny do małżeństwa i jest gotowa, by złapać męża, który pomnoży rodzinne dobra. Oczywiście, Anna przy wyborze męża nie ma nic do gadania. Może się tylko modlić, by ojciec z macochą nie znaleźli jej jakiegoś safanduły. Niestety. Wybierają okropnie.
Willem Pieterszoon Buytewech, Zaloty, 1616-1620 |
Próbuje walczyć. Płacze, błaga ojca, by jej takiego męża oszczędził, ale kto by jej słuchał! „Już wesele naznaczają, intercyzy spisywają”, ubijają ślubne interesy, a dziewczyna w ciężkim żalu. Jej „podobniej o pogrzebie myślić trzeba albo niebie, niż gotować na wesele”. No, ale czy ma inne wyjście?
Wesele urządzają w domu, z czego Anna rada, bo wstyd jej publicznie prezentować takiego pana młodego. Połyka łzy podczas uroczystości: „Biskup stułą wiąże ręce. O, w jakiej teraz jest męce serce, które czym się brzydzi, towarzyszem sobie widzi!”.
Jan Vermeer, Dama i dwóch panów, ok. 1662 |
Okej, może to i zabawne. Ale jak długo inteligentna dziewczyna wytrzyma farsę zamiast małżeństwa? „Jakoż dalej pędzić lata? Czyż ja z nim zażyję świata?” - pyta sama siebie. Żadnych radości w tym związku, bo i w sypialni z Ezopa nie ma pożytku. Zabawia się swoimi klejnotami, a nie z młodą żoną, o czym Anna pisze bez najmniejszej pruderii i zahamowań. Postanawia więc zrobić to, co i my dziś: wziąć z idiotą rozwód.
Jan Steen, Poranna toaleta, 1663 |
Młoda, ładna i posażna dziedziczka to łakomy kąsek na siedemnastowiecznym rynku małżeńskim - zalotnicy ustawiają się w kolejce na samą wieść o staraniach o rozwód. Dziewczynie jednak się nie spieszy: „Żem się dopiero wybiła z niewoli tej, w którejm była, jeśli jeszcze w gorszą wpadnę, czyż ja swoją dolą zgadnę?” - pyta sceptycznie, zerkając jednak kątem oka na kandydatów. Jeden jej się podoba - Jan Zbigniew Oleśnicki, młody, bezdzietny wdowiec. Co prawda, krążą o nim brzydkie plotki, że rozpustnik, a swoją pierwszą żonę otruł, ale serce Anny szepce, by nie dawać im wiary. O niej zresztą też rodzina Ezopa rozpowiada, że jest złośnicą i pijaczką, a Jan kompletnie to lekceważy. Oboje przypadają sobie do gustu i nie chcą długo czekać. Biorą ślub.
Cornelis de Man, Para grająca w szachy, druga połowa XVII wieku |
Ta wiosna w życiu Anny trwa ledwie kilka lat. Jesteśmy przecież w siedemnastowiecznej Polsce, gdzie wojna goni wojnę, a Jan Oleśnicki nie należy do mężczyzn, którzy migają się od służby publicznej. Anna jest zresztą bardzo z tego dumna. „Obrady żadne bez niego nie są; sejmiku żadnego” - chwali się, dodając, że mąż „przy swojej młodości, wie, jak stawać przy wolności”.
Willem Cornelisz Duyster, Żołnierze grający w karty, ok. 1620 |
No i Jan staje w sławnych bitwach u boku hetmana, a potem już króla Jana III Sobieskiego. Ma swój udział w chocimskiej wiktorii („Poszczęścił mu Bóg imprezę”, cieszy się Anna), ale z wojny z Turcją wraca chory. Zapada na jakąś zarazę przywleczoną z obozu i umiera na rękach żony. „Któżby to mógł zgadnąć komu, że cię śmierć czeka w twym domu! Nie tu na Marsowym polu, gdzie jej czekasz przy tym boju?!” - krzyczy zrozpaczona Anna. Miesiącami nie może się pozbierać po tym ciosie, leży w łóżku niemal bez życia, modląc się o śmierć dla siebie.
Jan Steen, Wizyta doktora, 1658-1662 |
Ale oczywiście w końcu je zmieni. Rodzina, przyjaciele, nawet król i królowa, bardzo naciskają: jest wciąż młoda, szkoda „wiek trawić w żałości”, no i przecież jeszcze nie doczekała się dzieci! Może więc spojrzy łaskawszym okiem na kolejnego wdowca, Jana Stanisława Zbąskiego, który nieba by jej uchylił?
Anna całe trzy lata opiera się jego zalotom. Wciąż hołubi pamięć o zmarłym mężu i ewidentnie bardzo jej w smak wdowia niezależność. Szczerze wyznaje, że miło nie mieć nad sobą żadnej zwierzchności, samej decydować i wydawać rozkazy. Zbąski jednak nie odpuszcza, a krew nie woda. Któregoś dnia, żegnając go po wizycie, Anna patrzy, jak dosiada konia, i serce jej się budzi. „Tuż Wenus, strzałą rzuciła, gdyś go na konia wsadziła” - napisze i dodatkowo dopowie prozą: „Że na koniu dobrze siedział, z tego mi się lepiej podobał”.
Rembrandt, Jeździec polski, ok. 1655-57 |
No więc jest trzeci ślub i trzecie małżeństwo. Mimo obaw Anny okaże się równie udane jak poprzednie. Sama się dziwi: „Bom się już nie spodziewała, ażbym tak ukochać miała”. Jan numer 2 sprawdzi się i jako mąż, i przyjaciel. W chwilach radości i smutku, bo Anna przeżyje jedne po drugich, gdy zajdzie w ciążę i gdy poroni. Nie bez powodu napisze potem autobiografię w żałobnych trenach. Bo ten kolejny dobry rozdział jej życia też będzie krótki i też skończy się łzami.
Przed nami bowiem wielka siedemnastowieczna bitwa, ta najsławniejsza, pod Wiedniem. Jan oczywiście rwie się w pole, choć Anna - jakby przeczuwając najgorsze - stara się go odwieść. „Prawiem się w łzy rozpuściła”, napisze, ale on, choć też spłakany, rusza z królem Sobieskim. Zostaje ranny, dostaje postrzał w nogę, niegroźny, jak zapewniają medycy. Jednak Anna jest pełna lęku („serce moje czuło ten postrzał dzień prawie”). Wie, że nie powinna czekać na powrót męża, tylko ruszyć mu na spotkanie. No więc śpieszą do siebie - on wraca do niej, ona jedzie do niego, ale nie zdążą się spotkać. W ranę wdaje się gangrena, Jan umiera, nim zdąży zobaczyć Annę.
„Do czytelnika książki
Teraz nie żyję, lecz jakbym umarła,
Bom, jak pociechy, tak smutki zawarła:
W zimnem grobowcu one już złożyła.
Ani się cieszyć, ni będę smuciła”.
Tak kończy Anna swoją opowieść, którą spisała dwa lata po śmierci Jana. Już nie wyszła za mąż, pozostała sama przez ostatnie dwadzieścia lat swego życia. Wiemy, że do końca była bardzo aktywna - sprawnie zarządzała majątkiem, udzielała się charytatywnie, wspomagała zakony, fundowała kościoły. Ale jaka wtedy była? Z czego się śmiała? Co czuła? Żałuję, że tego się już nie dowiem. Mam tylko nadzieję, że pisanie tej autobiografii przyniosło jej spokój, tak jak mnie sprawiło radość jej czytanie.
Dzięki Anno, że spisałaś swoje życie. Czasem miło jest poczuć, że stulecia nie mają znaczenia. Minęło trzysta lat, a przecież wciąż Cię rozumiem.
Pozdrawiam.
Twoja czytelniczka z XXI wieku.
Jan Vermeer, Pisząca list, ok. 1671 |
„Transakcyję…” można przeczytać w całości na:http://www.wbc.poznan.pl
Zdjęcia: Wikimedia Commons, Web Gallery of Art